OPIS
TEKST/REŻYSERIA/MUZYKA: SZYMON TURKIEWICZ
WYSTĘPUJĄ:
Magdalena Engelmajer
Katarzyna Hołtra
Jacek Cholewa
Sławomir Mandes
Na temat stworzenia społeczeństwa idealnego dysputy prowadzili już filozofowie starożytni. Czy istnieją szanse na realizację utopijnej wizji? Czy w wielomilionowym kraju jest możliwe znalezienie konsensusu dla tylu jednostek, indywiduów? Co z ludźmi, którzy nie odnajdują swojego miejsca w świecie ciągłego pędu, abstrakcyjnie hamującego ich pragnienia? Czy wybór o wycofaniu się z życia byłby słuszny?
„Strefa komfortu” rzuca wyzwanie konwenansom zakorzenionym w kulturze, jednocześnie stawiając pytania odnośnie roli jednostki i jej możliwości w społeczeństwie. Oś wydarzeń koncentruje się na dziecku oczekującej rozwiązania matki, której pragnienia i plany wobec niego, zostają skonfrontowane z jego przyszłymi doświadczeniami i dramatami. Warunki życia w kraju, nie dającym szerokich perspektyw zmuszają do decyzji trudnych, niejednokrotnie bolesnych, a dopiero czas pokazuje ich zasadność i skutki, oddziałujące nie tylko na bohaterów.
Osobista historia staje się zarzewiem do dyskusji na temat ograniczeń, wychodzących z państwa oraz społeczeństwa. A może z nas samych? Gdzie znajduje się ta linia, oddzielająca przyswojone normy od wewnętrznych, wrodzonych zachowań? Kto tak naprawdę jest winien tragedii dziecka, którego życie miało być idealne, a kraj w którym się urodziło miejscem niemalże rajskim? Co by się stało, gdyby bariera, otaczająca ludzkie strefy komfortu została zburzona?
Sztuka lawiruje między tematami aktualnymi, społecznymi oraz obszarem natury człowieka. Dysputy między bohaterami dotykają przekonań widzów, zmuszają do refleksji nad relacją z państwem, jednocześnie zachowując wymiar personalny z myślą o własnych pragnieniach i celach, również tych dotąd niespełnionych oraz potrzebie znalezienia sposobu radzenia sobie z niełatwymi sytuacjami, jakie mogą lub mogły spotkać nas w toku całego życia.
Autor opisu: Mateusz Ferenc
PRASA
RECENZJA
Spektakl Strefa komfortu wystawia na próbę swojego widza i balansując na granicy przywiązania do polskości i takiego też myślenia, próbuje zdemaskować absurdy naszej rzeczywistości. Naszą wszechwiedzę o rzeczach, o których tak naprawdę nie mamy żadnego pojęcia. Naszą mądrość i hasło „nie znam to się wypowiem”, a wszystko po to, żebyśmy w końcu zrozumieli, że żyjemy tak jak narzucają inni, w strefie komfortu, która zamyka nas na wiele rzeczy
Demony w mojej głowie. A oto przed państwem, pewny swej racji zły duch, bądź, jak kto woli zły demon, który w zamiarze ma zniszczenie człowieczej strefy komfortu. Zniknie czwarta ściana oddzielająca widzów od bohatera sztuki i wszystko przeniesie się do sfery bliskiego kontaktu. Bo pytania będą bezpośrednio wymierzone w stronę publiczności. Lecz wszyscy, jak zaklęci będą musieć słuchać, bo i co powiedzieć, kiedy baty demaskujące ludzką pychę są bezpośrednio wymierzone w słuchaczy. Demon (tak jawi się nasz głównodowodzący bohater) opowie, a raczej przypomni nam o własnych winach i przewinieniach. Własnej nieuwadze i braku chęci do zmian, i ryzyka. O złych postępkach, które wykonywane były z racji wygody bądź chęci wybicia się na czyiś plecach. Główny bohater mocnym głosem do mikrofonu wylewać będzie zarzuty wobec człowieka i jego życia. Ciężar jego słów dopowie zaś muzyka, która tak samo jak jego głos jest przenikliwa i przepełniona mrocznym wydźwiękiem. Boleć będą płynące ze sceny słowa, bo dawno nikt nie podjął się takiej próby zdemaskowania człowieka, jak zrobił to reżyser sztuki Szymon Turkiewicz. Podziwiam, za dar do obserwacji rzeczywistości, który doprowadził go do powstania spektaklu Strefa komfortu. Dawno nikt nie zrobił tak solidnej weryfikacji naszego życia. A jemu, tak bezproblemowo, udało się w usta bohaterów włożyć tekst obśmiewający życie w Polszy, ale jednocześnie tymi też słowami powiedział prawdę i tylko prawdę.
Opowiadana historia przedstawi los czterdziestoletniego Polaka, któremu w życiu tak naprawdę nic nie wyszło. Lecz nie dlatego, że świat jest zły, że on się starał, a inni mu przeszkadzali. Nic z tych rzeczy, bo nasz bohater w swoim życiu o nic nigdy nie zawalczył. Żył we własnej sferze komfortu i nie wychodził poza nią, a o niepowodzeniach własnego życia opowiadał narzekając. On nigdy się nie postarał, nigdy nie spróbował, bo całe życie bał się zaryzykować. Wolał żyć w ukryciu, a zbliżając się do pięćdziesiątki mówić, że mu nie wyszło, bo ludzie byli niedobrzy. Dlatego też on, człowiek z przyszłości wraca do przeszłości i prosi swoją matkę, która ma go dopiero urodzić, żeby tego nie robiła, bo dzień jego narodzin rozpocznie jego zgubę. Przyjście na ten świat, będzie najgorszą z możliwych opcji. Lecz próżne są jego słowa, bo matka, wciąż łudzi się, że uczyni z niego wielkiego człowieka.
Nadchodzi wyzwolenie. Tymczasem cofamy się w przyszłość i czterdziestoletni Polak okazuje się jedynym ocalałym. Bo na Polskę spadł wielki meteoryt, który zniszczył cały ten kraj. Teraz on jest uchodźcą, który ochoczo zostaje przyjęty na Zachód. Tylko, że Zachód mało wie o tym, kto przybyć ma do ich kraju, ale udaje miłosierdzie i przyjmuje tego biednego, zagubionego człowieka. W tej części los uchodźców przedstawiony zostaje pod postacią Polaka, który szuka domu, bo jego kraj uległ zagładzie. Czy nikt nie boi się przyjąć Polaka? Dobre pytanie, skierowane do bohatera, a tak naprawdę do nas samych, którzy boją się tego, co nieznane, ale gdyby chodziło o mieszkańców naszego kraju to przecież oczekiwalibyśmy dobroci z rąk innych narodów. Ta część to nic innego, jak parodia medialnego szaleństwa, które zalewa nas informacjami o złych uchodźcach, uchodźcach bandytach i uchodźcach terrorystach.
AUTORKA RECENZJI: AGNIESZKA KOBROŃ